Sport dla najbogatszych

Sport od zarania dziejów cieszył się wielką popularnością. Pierwsze udokumentowane igrzyska odbyły się w roku 776 p.n.e. Było to na tyle ekscytujące wydarzenie dla ówczesnych obywateli, że na czas igrzysk olimpijskich zakopywano topór wojenny między wrogimi narodami. Nie inaczej jest dzisiaj – ekscytacja sportem trwa w najlepsze, jednak w dobie globalizacji jest ono spotęgowane, dzięki transmisjom obejmującym swym zasięgiem cały świat. Pozwala to na rozpowszechnienie mniej znanych dyscyplin sportowych oraz zwiększenie grupy odbiorców. Mimo globalnego zasięgu sportu jako całości, jedna dyscyplina wybija się popularnością ponad inne – mowa oczywiście o piłce nożnej. Skoro „zwykli ludzie” tak myślą, to jest oczywiste, że zamożni inwestorzy myślą podobnie. Różnią się jednak od statystycznego kibica tym, że mają pokaźny kapitał do inwestycji, a w piłce nożnej widzą szansę na zdobycie całego stadionu pieniędzy.

Gramy na boisku czy w sztabie?

Dosyć często (a już zwłaszcza podczas milionowego transferu zawodnika do innego klubu) mówi się, że piłka nożna to nie gra, a biznes. Co do zasady, od kilkunastu lat jest to prawda*. Aby zrozumieć wielką przemianę tego rynku należy cofnąć się do Anglii w roku 2003. Na samym początku lipca BBC News niespodziewanie poinformowało o sfinalizowaniu transakcji zakupu jednego ze stołecznych klubów – Chelsea F.C. Było to wtedy największe w historii brytyjskiej piłki nożnej przejęcie klubu. Jeszcze większym szokiem musiała się okazać informacja, kim jest nowy właściciel drużyny, a był nim rosyjski multimiliarder Roman Abramowicz. Kwota zakupu Chelsea F.C. wyniosła 140 mln euro, tymczasem już w pierwszym okienku transferowym Abramowicz przebił stawkę o 30 mln euro. 18 lat temu taki kapitał był czymś nieosiągalnym dla innych klubów piłkarskich, przez co opinia publiczna zaczęła spekulować o majątku rosyjskiego oligarchy. Pojawienie się Romana Abramowicza w piłce nożnej (nie na boisku, ale w biurze) ośmieliło innych zamożnych biznesmenów do rozważenia zakupu „swoich” drużyn, by w jakiś sposób dorównać miliarderowi. Poza tym inwestorzy dostrzegli w tym sporcie żyłę złota, którą warto było mieć na posiadanie.

W ostatnich latach nowym źródłem przychodu zostały prawa do transmisji spotkań przez światowe media, które oprócz umów sponsorskich, reklam oraz biletów meczowych są głównymi źródłami budowania wartości klubu. Najlepiej pokazać siłę finansów klubów na liczbach, a dobrą robotę w tym aspekcie wykonuje Deloitte i raport „Piłkarska liga finansowa”. Zestawienie rozbija na części pierwsze przychody klubów piłkarskich (głównie w polskiej Ekstraklasie). Przykładowo, w 2019 r. Ekstraklasa wygenerowała 284 mln zł przychodu z umów oraz reklam, 201 mln zł z praw do transmisji oraz 88 mln zł z dni meczowych (bilety, karnety). Daje to razem 572,3 mln zł przychodu. Gdy spojrzymy dziesięć lat wstecz, łączny przychód klubów Ekstraklasy był o 310 mln zł niższy.

Był sobie sportswashing

Po wejściu Abramowicza pojawiło się więcej chętnych do wskoczenia na piłkarską karuzelę. W następnych latach doszło do kolejnych spektakularnych przejęć. Manchester City został zakupiony w 2008 r. przez City Football Group, firmę należącą do Mansoura bin Zayed Al Nahyana, wpływowego polityka ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Z kolei Paris Saint-Germain w marcu 2012 r. w pełni zakupił Qatar Sports Investments z dyrektorem naczelnym Nasserem Al-Khelaïfi, który jednocześnie przewodniczy Katarskiej Federacji Tenisowej. Ostatnie doniesienia prasowe mówiły o przejęciu Newcastle United przez fundusz Arabii Saudyjskiej pod przewodnictwem księcia Mohammeda bin Salmana. Premier League poinformowało o oficjalnej zmianie właściciela na początku października, nieoficjalnie zaś mówiło o się o kwocie 300 mln funtów, jaką saudyjski fundusz inwestycyjny zdecydował się zapłacić. Reakcje na to przejęcie są dość skrajne – od nagrań fanów skaczących przed stadionem, jakby właśnie wygrali los na loterii, do głośnych głosów kibiców odnoszących się do braku moralności nowych właścicieli.

Naturalnie nasuwa się pytanie: po co arabskiemu funduszowi klub piłkarski? Czyżby książę bin Salman pozazdrościł zachodnim sąsiadom „zabawki”, którą mógłby się bawić? A może w tym szaleństwie jest inna metoda? W tym miejscu należy wytłumaczyć zjawisko sportwashingu, czyli praktyki wykorzystującej sport do poprawy reputacji przez grupy korporacji lub nawet państwa. Dla przykładu, w swojej książce „Lud Putina” Catherine Belton twierdzi, że prezydent Rosji polecił Romanowi Abramowiczowi, który wzbogacił się pod jego patronatem, kupić Chelsea F.C., umiarkowanie prosperującą drużynę z zachodniego Londynu (pan Abramowicz temu zaprzecza). Kreml, mówi Belton, stwierdził, że sposobem na zdobycie akceptacji w brytyjskim społeczeństwie jest największa miłość tego kraju, czyli właśnie piłka nożna. „Od początku przejęcie miało na celu zbudowanie przyczółki dla rosyjskich wpływów w Wielkiej Brytanii”. Przeciwnicy zakupu Newcastle przez saudyjskiego księcia obawiają się, że może dojść do analogicznej sytuacji. Należy pamiętać o wizerunkowych problemach Arabii Saudyjskiej z uszanowaniem praw człowieka.

Bogaty będzie jeszcze bogatszy

Ale może to najzwyklejsza w świecie inwestycja, tylko na większą skalę? W okresie 2018-2019 Newcastle wypracował zysk netto w wysokości 34,7 mln funtów. Z pewnością pandemia była dużą przeszkodą w dalszym rozwoju klubu, jednak potencjał na dobry zysk jest widoczny gołym okiem. Anglia jest domem dla najchętniej oglądanej i najbogatszej krajowej ligi piłkarskiej na świecie. Najnowsza umowa Premier League z nadawcami – największym źródłem przychodów klubów – jest warta około 3,2 miliarda funtów (4,4 miliarda dolarów) na sezon. Sprzedaż klubowych zestawów, koszulek, biletów na mecz, jak się okazuje drużyna piłkarska może być lukratywnym przedsięwzięciem. Uważa się, że w 2008 roku szejk Mansour, członek rodziny królewskiej Abu Zabi, zapłacił za Manchester City około 150 milionów funtów. Szacuje się, że ponad 2 miliardy funtów, które od tego czasu wydał na światowej klasy graczy, trenerów i obiekty, przyniosło klubowi pięć trofeów w Premier League. W 2019 roku sprzedał niewielki udział funduszowi Private Equity, który wycenił cały klub na 3,7 miliarda funtów.

Jak widać, na piłce nożnej nie zarabiają jedynie światowej klasy piłkarze oraz ich menedżerowie. Zamożny inwestor, który ulokuje swoje środki w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, może wypracować stopę zwrotu, o jakiej nam się nie śni. Skoro zjawisko zakupu klubu przez najbogatszych nadal ma się dobrze, możemy zacząć obstawiać, kto będzie następny.

* W tym miejscu zachęcamy do przeczytania tekstu Profit Journal o Private Equity w piłce nożnej, które patrzą na sprawę z nieco innej perspektywy: https://profit-journal.pl/fundusze-private-equity-moga-odmienic-futbol/

About the author