Takie pytanie usłyszałem ostatnio od znajomego, który kolejny raz narzekał na wzrost cen. Wydawało mi się, że dość kłopotliwe będzie tłumaczenie dokładnych mechanizmów stojących za dezinflacją – a okazuje się, że świadomość społeczna na temat tego zjawiska jest niewielka. Czym właściwie jest dezinflacja, czy pojawi się w naszym kraju i czy będzie bolesna?
Zanim przyjrzymy się dezinflacji, zerknijmy na inflację oraz deflację – i poprawnie je zdefiniujmy. Pierwszego zjawiska w zasadzie nie trzeba zbytnio przedstawiać, ponieważ od ponad roku praktycznie pół Europy ma do czynienia z podwyższonymi cenami towarów i usług. Jednak trzeba tu zachować pewną precyzję – inflacja to zjawisko ekonomiczne, które polega na trwałym wzroście przeciętnego poziomu cen w gospodarce. Najczęściej obserwujemy inflację CPI, której podstawą jest koszyk dóbr konsumpcyjnych, którego cenę oblicza Główny Urząd Statystyczny. Najważniejszym skutkiem wynikającym z tego procesu jest spadek siły nabywczej waluty, co przenosi się na wspomnianą drożyznę. Patrząc na to z innej perspektywy i mówiąc prościej – za tę samą kwotę kupujemy mniej, ponieważ pieniądz jest mniej warty niż był w poprzednim okresie. Kiedy inflacja powstaje? Czynników może być kilka – zwykle dzieli się je na zewnętrzne (np. nagły wzrost cen ropy, czyli szok podażowy, który zwiększa koszty produkcji, transportu itp.) oraz wewnętrzne (nadmierne zwiększanie podaży pieniądza – dodruk – lub kłopoty w gospodarce). Inflacja co do zasady nie jest zjawiskiem bardzo niekorzystnym pod jednym warunkiem – że jest kontrolowana. Roczny poziom inflacji wahający się między 2,5 a 3,5% to bezpośredni cel inflacyjny, a jego pilnowanie to jedno z ważniejszych zadań Narodowego Banku Polskiego. Inflacja powyżej 10% ma tendencję do „zrywania się ze smyczy” – traci się nad nią kontrolę, co wymusza na bankach centralnych podnoszenie stóp procentowych. Dokładnie taki scenariusz mamy teraz w części gospodarek światowych, które cierpią na wysoką inflację.
Z kolei deflacja to zjawisko przeciwne – jest to definiowane jako ogólny spadek przeciętnego poziomu cen. Brzmi ekstra, nieprawdaż? Jeśli ceny będą spadały, to będziemy mogli kupić więcej za tę samą kwotę! Teoretycznie tak, jednak warto mieć z tyłu głowy konsekwencje deflacji. Głównym problemem jest spirala deflacyjna – gdy ludzie oczekują spadku cen, ograniczają swoją konsumpcję, czyli kupują mniej. Mniejsze zakupy wpływają na podaż towarów, powodując dalsze spadki cen i jeszcze mniejszą konsumpcję. W dłuższej perspektywie może to być zabójcze dla gospodarki, ponieważ prowadzi to do spadku płac i wzrostu bezrobocia, co może wywołać niepokoje społeczne (a tego przecież nikt nie chce). Zarówno z kłopotów z deflacją, jak i zbyt wysoką inflacją można dojść do wniosku, że niewielka, w pełni kontrolowalna inflacja, jest korzystnym stymulantem wzrostu gospodarczego.
Wróćmy do sytuacji podwyższonej inflacji – czyli scenariusza m.in. polskiego. Niekontrolowana inflacja może po dłuższym czasie doprowadzić do prawdziwej katastrofy gospodarczej, czyli hiperinflacji. Dlatego banki centralne reagują tak, jak potrafią – „schładzając” gospodarkę poprzez podnoszenie stóp procentowych oraz restrykcyjną politykę monetarną. Kredytobiorcy z pewnością nie są zachwyceni tym, że koszty pożyczenia pieniądza rosną, jednak takie działanie pozwala zmniejszyć inflację. I tu dochodzimy do sedna – czy zwróciliście uwagę, jak nazywałem poszczególne pojęcia? Celowo używałem pewnego uproszczenia – ponieważ słowa „inflacja” i „deflacja” nie do końca oddają rzeczywistość. Tak naprawdę powinniśmy używać stwierdzenia „stopa inflacji” oraz „stopa deflacji”. To również dobry moment na wytłumaczenie, jak mierzy się stopę inflacji. Zjawisko to można liczyć w ujęciu rocznym (miesięcznym), jak również w ujęciu „rok do roku” („miesiąc do miesiąca”). Pierwsza metoda to w zasadzie średnia z danego roku kalendarzowego. Drugi sposób liczenia stopy inflacji odnosi wartość wzrostu cen z danego miesiąca do analogicznego miesiąca w poprzednim roku. Zatem obecny wskaźnik stopy inflacji wynoszący 18,4% r/r w lutym 2023 r. oznacza, że ceny z koszyka GUS wzrosły średnio o 18,4% w stosunku do lutego 2022 r.
Stopa inflacji r/r od roku 2021r. Źródło: Główny Urząd Statystyczny.
No dobrze, przyjrzyjmy się wreszcie dezinflacji… do tego przyda się nam zerknięcie na wykres stopy inflacji, głównie w roku 2023 i obecnie. Dezinflacja (nie stopa dezinflacji) jest procesem spowolnienia tempa inflacji cenowej – to oznacza, że gdy tempo wzrostu cen słabnie, wkraczamy w okres dezinflacji. Przy czym kluczowe jest dostrzeżenie faktu, że tempo wzrostu cen zwalnia – a nie zatrzymuje się, a tym bardziej ceny same z siebie nie spadają. Dynamika wzrostu cen nadal jest zauważalna, ceny rosną, tylko wolniej. Spoglądając na wykres stopy inflacji w Polsce można zatem stwierdzić, że od września 2022 r. do stycznia 2023 r. mieliśmy do czynienia z tymczasową dezinflacją – proces ten został przerwany przez (najprawdopodobniej) jednomiesięczne odwrócenie cyklu. Można jednak spodziewać się kontynuacji spadków, ponieważ analitycy zgodnie uważają luty 2023 r. za szczyt wzrastającej od 2021 r. „górki”. Oczywiście w ekonomii mało jest rzeczy pewnych. Mając jednak nadzieję na względną stabilizację sytuacji gospodarczej oraz dalsze działanie podwyższonych stóp procentowych można zakładać, że inflacja będzie systematycznie spadała. Tak zresztą zakłada Narodowy Bank Polski w swoich projekcjach inflacyjnych, które prognozują powolne spowolnienie tempa wzrostu cen, które będzie trwało najbliższe 12-14 kwartałów – po tym czasie według dostępnych modeli mamy wrócić do celu inflacyjnego.
Czy dezinflacja może być dla nas groźna? Spójrzmy wstecz – na Stany Zjednoczone w latach 80. oraz Polskę w trakcie transformacji ustrojowej. W latach 70. XX wieku USA zmagały się z problemem stagflacji, czyli wysoką inflacją oraz zastojem gospodarki. W 1979 r. Rezerwa Federalna (FED) postanowiła „na ostro” rozprawić się z tym problemem, co poskutkowało restrykcyjną polityką pieniężną. Po kilku latach co prawda udało się „zbić” inflację do satysfakcjonującego poziomu, jednocześnie pojawił się problem wzrostu stopy bezrobocia. Polska w latach 90. była w jeszcze gorszej sytuacji – inflacja na poziomie ponad 500% rocznie, katastrofalny stan finansów państwa, itd. Dopiero po drastycznej interwencji państwa (utożsamianego z osobą Leszka Balcerowicza) inflacja została ujarzmiona, jednak następne lata zapamiętały się w historii kraju jako czas wielkiego bezrobocia. Prywatyzacja przedsiębiorstw naturalnie również miała swój wpływ na tę niekorzystną sytuację gospodarczą Polski, jednak wszystkie działania ograniczające wpływ inflacji na portfele obywateli musiały kiedyś wystawić rachunek.
Ekonomicznie, w krótkim okresie, trudno spowolnić inflację inaczej niż poprzez wyhamowanie gospodarki, czyli wzrostem bezrobocia. Dezinflację można osiągnąć bardzo szybko – przy czym spodziewać się należy wręcz skokowego wzrostu bezrobocia. Do korzystnego stanu można dojść również powoli, jednak równocześnie wiąże się to z dłuższym okresem z wyższą inflacją. W pewnym sensie decyzję podejmuje Bank Centralny, odpowiednio pozycjonując swoją politykę pieniężną. A błędna decyzja, której konsekwencją może być wysoki wzrost bezrobocia ogółem, a przy okazji ekstremalna stopa bezrobocia w niektórych grupach zawodowych, może zaprzepaścić lata stabilnego i szybkiego rozwoju gospodarczego. Kontrą do takiego scenariusza może być strategia komunikacyjna Banku Centralnego. Gdyby udało się przekonać podmioty ustalające płace oraz społeczeństwo, że nadchodzi walka z inflacją, a przez to obniżyć oczekiwania inflacyjne, być może wzrost bezrobocia byłby niewielki. Oznacza to, że wiarygodność polityki pieniężnej jest kluczowa w rozprawianiu się z wysoką inflacją. O ile w Stanach Zjednoczonych lub krajach Strefy Euro nie ma z tym większych problemów, o tyle Narodowy Bank Polski, a zwłaszcza jego prezes dość często jest krytykowany za… nieoptymalną politykę komunikacyjną. A był to newralgiczny moment, gdy szybkie działanie zwalczające wzrost inflacji w zarodku było niezwykle ważne. Literatura ekonomiczna wskazuje, że podejście „tradycyjne”, uznające tzw. współczynnik poświęcenia (w dużym skrócie – jak silnie tempo spadku inflacji wpływa na wzrost bezrobocia), jest zgodne z rzeczywistą sytuacją.
Co z tego wszystkiego wynika? Nie ma tu dobrego rozwiązania – możemy liczyć na to, że ceny paliwa oraz żywności będą rosły wolniej (a niekoniecznie spadną), co wpłynie na odczyty inflacyjne, jednak pamiętać też trzeba o inflacji bazowej. Jest to swoisty miernik inflacji z wyłączeniem grup towarów i usług, które charakteryzują się np. sezonowością. W lutym 2023 r. inflacja po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 12% r/r – to dość niepokojący odczyt, ponieważ powrót do celu inflacyjnego oznacza konieczność podjęcia trudnych decyzji, zarówno w rządzie, jak i banku centralnym. Należy też spodziewać się, że stopa bezrobocia rejestrowanego z końca 2022 r. (5,2%) będzie rosła. To schłodzi gospodarkę, natomiast może doprowadzić do niepokojów społecznych. W roku wyborczym…