W czwartek (19.01.2023) rząd USA oficjalnie osiągnął pułap zadłużenia wynoszący 31,4 biliona dolarów. Oznacza to, że nie jest on już w stanie pokrywać swoich wydatków bez podjęcia nadzwyczajnych środków. Ustawodawcy mają teraz kilka miesięcy na osiągnięcie porozumienia, zanim państwo całkowicie zbankrutuje. Po osiągnięciu limitu zadłużenia, rząd nie może już emitować długu w celu sfinansowania swoich zobowiązań. Istnieją nadzwyczajne środki, które Departament Skarbu może podjąć, aby kupić trochę czasu, podczas gdy Kongres debatuje nad kwotą wzrostu omawianego ograniczenia zadłużenia. Obejmują one między innymi: zawieszenie sprzedaży państwowych i samorządowych papierów wartościowych, umorzenie istniejących i zawieszenie nowych inwestycji w szeregu funduszy socjalnych. Ponadto w takim przypadku zawieszone zostają reinwestycje w Government Securities Investment Fund oraz Exchange Stabilization Fund. Aktualnie demokraci naciskają na zwiększenie pułapu zadłużenia, republikanie natomiast uważają, że Stany Zjednoczone muszą zacząć obcinać swoje wydatki. Warto jednak pamiętać, że podniesienie tego limitu nie zwiększa kwoty, którą rząd jest upoważniony do wydawania – powstrzymuje go jednak przed niewywiązaniem się z długów, które już zobowiązał się zapłacić. Podobna sytuacja miała już miejsce wiele razy. Pułap zadłużenia był już wcześniej podnoszony – około 80 razy od 1960 roku.
Polityczny impas w kwestii tego, czy pułap zadłużenia powinien zostać podniesiony, gdy zdarzał się w przeszłości, wpływał na zwiększenie zmienności na giełdzie. Weźmy za przykład rok 2011 – brak politycznej zgodności spowodował chwiejność na giełdzie. S&P spadł nawet o 7% w ciągu jednego dnia podczas tego 2-miesięcznego konfliktu. Jednak dzisiaj, istnieje także zagrożenie wizją zawieszenia środków socjalnych oraz zwolnień. Osoby otrzymujące jakiekolwiek świadczenia rządowe, takie jak: świadczenia z ubezpieczenia społecznego, Medicare czy nawet świadczenia dla weteranów mogą tę pomoc utracić. Obecna sytuacja wpłynie także negatywnie na możliwości kredytowe mieszkańców Stanów Zjednoczonych, już ograniczone dotychczasowymi decyzjami FEDu. Osiągnięcie pułapu zadłużenia zwiększy także koszt długu. Konsumenci mogą zmienić sposób wydawania oszczędności, co może mieć również istotny wpływ na funkcjonowanie krajowej gospodarki, a w konsekwencji wpłynąć na sytuację na rynkach USA, a przez to także na całym świecie. Wielu republikanów zapowiedziało, że zablokuje wszelkie próby zwiększenia możliwości zadłużania się w nadchodzących miesiącach w razie braku głębokich ustępstw w sprawie wydatków, podczas gdy demokraci zdecydowali się odmówić negocjacji w tej sprawie. Republikanie podobno opracowują plan, który nakazałby skarbowi państwa, które płatności należy traktować priorytetowo w sytuacji, gdy ustawodawcy nie będą w stanie dojść do porozumienia, a nadzwyczajne środki zostaną wyczerpane.
Historia ma tendencję do powtarzania się, a to nie wróży dobrze temu konfliktowi. Powtarzające się spory legislacyjne dotyczące limitów zadłużenia w ostatniej dekadzie zostały w dużej mierze rozwiązane, zanim zdążyły rozprzestrzenić się na rynki, aczkolwiek nie zawsze tak było. W 2011 roku Kongres zatwierdził przedłużenie limitu zadłużenia z zaledwie kilkoma godzinami do niewypłacalności Skarbu Państwa. To zamknięcie skłoniło agencję ratingową Standard & Poor’s do pozbawienia USA cennego ratingu AAA, usuwając je z listy krajów o najniższym ryzyku, wywołując załamanie na rynkach finansowych. Agencja powołała się na dysfunkcyjną politykę w Waszyngtonie jako czynnik obniżenia ratingu. Płochliwi inwestorzy zareagowali szybko, a giełda odnotowała straty. Odrabianie strat indeksu S&P 500 zajęło prawie sześć miesięcy. Na razie sytuacja wskazuje na to, że powinniśmy spodziewać się przeciągającego się politycznego pojedynku, w którym republikanie będą wykorzystywać swoje głosy do uskuteczniania cięć wydatków.
Oprócz opisanych wyżej wydarzeń, na stan rynków w ostatnich dniach miały wpływ opublikowane dane pochodzące z USA. Miały one zdecydowanie mieszany charakter. Grudniowa inflacja PPI utrwaliła słabnącą presję cenową istotnym spadkiem z 7,3% r/r do 6,2% r/r, kiedy skala miesięcznego spadku była największa od czasu lockdownu. Wydaje się, że rynki pewnie przejawiałyby optymistyczne nastroje, ale inna statystyka skutecznie zepsuła im humor. Dane o sprzedaży detalicznej okazały się wyjątkowo słabe. Jej dynamika wyniosła w grudniu -1,1% m/m, jeszcze bardziej zawodząc na poziomie bazowym (z wyłączeniem samochodów). Kombinacja tych statystyk została ostatecznie odebrana negatywnie, w szczególności w środę (18.01.2023 r.). Na amerykańskim rynku największe spadki, o 1,8%, zaliczył Dow Jones Industrial. S&P 500 spadł o 1,6%, a Nasdaq o 1,2%. W Stanach Zjednoczonych możemy dostrzec obawy przed recesją, wzmocniły je słabe dane dotyczące sprzedaży detalicznej oraz niestabilność polityczna w związku z opisanym wcześniej osiągnięciem pułapu zadłużenia. Jak wskazywali analitycy, choć europejskie giełdy były ostatnio relatywnie odporne na amerykański krajobraz giełdowy, to po sesji 18.01.2023 r. należało oczekiwać wyraźnych spadków w Europie, w tym na GPW.
Czas pokazał, że wspomniani wcześniej analitycy mieli rację. Mimo tego, że środowa (18.01.2023 r.) sesja w Europie miała mieszany przebieg, to kolejnego dnia europejskie giełdy zareagowały na kilka słabszych ostatnich sesji w USA i zanotowały spadki, które sięgały od 1 do nawet 1,8%, a szczególnie w przypadku najistotniejszych indeksów. Naturalnie, w ten kontekst wpisała się także warszawska GPW, gdzie WIG spadł o 1,2%. Właśnie w Warszawie można było dostrzec wpływ inwestorów z zagranicy, szczególnie porównując istotniejszą korektę największych spółek do mniejszych spadków w segmencie małych i średnich spółek. Wartą zwrócenia uwagi z pewnością jest także wyprzedaż akcji Allegro (-8,4% z powodu rekomendacji „sell” od Goldman Sachs) oraz KGHM (-4,1%, mimo stosunkowo nieistotnych zmian cen miedzi). Warto także zaznaczyć, że jak zauważają analitycy na portalach giełdowych – „pomimo wyraźnego wzrostu zmienności na akcjach, analogicznych ruchów nie dostrzegliśmy w przypadku notowań walut albo obligacji, co również może wspierać tezę o lokalnej korekcie na GPW, a nie szerszej zmianie postrzegania krajowego parkietu”. Z drugiej jednak strony sesja w USA również zakończyła się relatywnymi spadkami. Co istotne ich dotkliwość była zdecydowanie mniejsza od tych z poprzedniego dnia, ale mimo tego, nie wpłynęło to w żaden istotnie pozytywny sposób na zagraniczne rynki.
W piątek (20.01.2023 r.) było zdecydowanie spokojniej. W odróżnieniu od poprzednich dni nie oczekiwano istotnych zmian o charakterze makroekonomicznych. Globalne rynki nie miały zatem okazji do otrzymania nowych, a przez to pozytywnych bodźców. Podobnie wyglądało to w Warszawie. Seria wzrostów na WIG20, o której mogliśmy mówić od pięciu konsekwentnych tygodni, zakończyła się (piątkowa sesja przyniosła mały wzrost równy 0,13%, który ukształtował kurs na koniec tygodnia wynoszący 1892,32 pkt). Od początku tygodnia WIG20 spadł z poziomu 1924,89 pkt, kurcząc się o 1,69%.
Poza stanem polskiej giełdy komentatorzy często zwracali uwagę na próby negocjacji w celu zażegnania sporu na linii Tauron-Rafako. Energetyczna spółka zarzuca Rafako błędy projektowe przy budowie bloku elektrowni w Jaworznie. Wykonawca natomiast informował wcześniej, że przyczyną kłopotów w eksploatacji bloku jest nieodpowiedniej jakości węgiel, niezgodny z parametrami wynikającymi z kontraktu. Ostatecznie oddanie do użytku bloku elektrowni było opóźnione o 20 miesięcy, a Tauron zdecydował się podjąć kroki prawne, które jak zapewnia Rafako, poskutkują rychłą upadłością wykonawcy, a wydarzy się to z racji, że mamy tutaj niejako walkę Dawida z Goliatem, w realiach polskiego rynku. W piątek (20.01.2023 r.) w siedzibie Rafako gościł lider opozycji – Donald Tusk, próbując swoim autorytetem zwrócić uwagę na konflikt. Następnie zwrócił się on do Prezesa Rady Ministrów na twitterze: „Mateusz wajchę przełóż!”, apelując o reakcję oraz niejako nadając sporowi jeszcze bardziej polityczny kontekst. Czy zwaśnione spółki się pojednają? Czy premier przełoży wspomnianą „wajchę”? Czas pokaże. My, jako obserwatorzy polskiego parkietu możemy natomiast stwierdzić, że nie musimy zazdrościć amerykanom konfliktów polityczno-rynkowych. Mamy swoje, domowe odpowiedniki.