Problem frankowiczów od samych swoich początków intrygował polską opinię publiczną, wszakże niezliczona liczba Polaków przyjmowała pozycję sędziów, czy to punktując chytrych frankowiczów, czy chciwy sektor bankowy. Nasuwa się zatem pytanie czy te popularne osądy, z którymi pewnie spotyka się każdy z nas mają umocowanie w rzeczywistości? Kredyty denominowane i indeksowane kursem CHF pojawiły się w Polsce po 2002 roku, stopniowo zdobywając dominującą pozycję na rynku kredytów hipotecznych do roku 2008. Podkreślaną zaletą kredytów powiązanych z kursem waluty obcej było niższe oprocentowanie, co z kolei przekładało się na znaczące różnice w wysokości raty spłaty kredytu. Dzięki zmniejszonym kosztom, kredyty tego typu stawały się łatwiej dostępne, będąc nie tylko tańszą alternatywą dla kredytów w miejscowej walucie, ale także często jedyną możliwością dla mniej zamożnej części społeczeństwa, której nie było stać na kredyt złotówkowy. Ponadto, sytuacja ta była również atrakcyjna dla polityków, gdyż pozwalała realizować marzenia o własnym mieszkaniu dla większej liczby Polaków, co w kontekście ówczesnej bańki na rynku nieruchomości spowodowało wzrost ich cen, który to z kolei wywierał presję na kolejnych potencjalnych kredytobiorcach i skłaniał ich do szybszego podejmowania tej decyzji – póki koszty nie wzrosną. W 2006 r. około 55% wszystkich kredytów hipotecznych stanowiły kredyty powiązane z kursem waluty obcej. Do 2008 r. udział ten wzrósł do nawet 75%, aby pod koniec 2009 roku spaść poniżej 10%, a następnie praktycznie zniknąć z rynku po 2011 roku.
Liczba i wartość kredytów powiązanych z kursem CHF
Źródło: Opracowanie własne na podstawie prezentacji przewodniczącego
KNF wygłoszonej na posiedzeniu Komisji Finansów Publicznych Sejmu RP 03/02/2015
Polska nie była pierwszym państwem, w którym kredyty indeksowane do waluty obcej trafiły na rynek konsumencki. Historia podobnych produktów sięga początku lat 80. XX w. – wprowadzenia kredytu indeksowanego do CHF na rynek australijski. Dewaluacja dolara australijskiego w 1985 r spowodowała wzrost kosztów kredytobiorców, w konsekwencji będąc powodem licznych procesów sądowych w tamtym kraju. Analogiczna historia wydarzyła się na początku lat 90 XX w. we Włoszech i podobnie jak w Australii, dewaluacja krajowej waluty, również spowodowała problemy dla dłużników. Na tym tle podobne kredyty zaczęły się pojawiać w innych państwach Europy, w tym w Polsce.
Już w 2002 r. Generalny Inspektor Nadzoru Bankowego, wystosował ostrzeżenie do prezesów banków, wskazujące na fakt, iż w sytuacji dużej, skokowej zmiany kursu walutowego [niezabezpieczone ryzyko kursowe] może spowodować znaczące podrożenie kosztów obsługi długu. W przypadku takiego scenariusza ryzyko kursowe kredytobiorcy de facto na niego przerzucone, może powrócić do banku w postaci ryzyka kredytowego. Co ciekawe, w odpowiedzi, większa część banków opowiedziała się za zakazem udzielania takich kredytów (co podsumował Prezes Związku Banków Polskich). W odpowiedzi GINB odrzucił możliwość wprowadzenia takiego zakazu, z uwagi na przekonanie, że taki zakaz faworyzowałby największe banki. Zatem można stwierdzić, że ryzyko wynikające z istoty kredytów walutowych było przedmiotem debaty jeszcze przed okresem ich największej popularności. W tym samym czasie dynamicznie następowała jakościowa zmiana na rynku mieszkań. Wynikała ona ze wzrostu optymizmu konsumenckiego związanego ze stopniową poprawą sytuacji materialnej społeczeństwa, potęgowanego umacnianiem się złotego. We wszystkich aglomeracjach koszty najmu mieszkania były wyższe od kosztów obsługi kredytu, zwłaszcza walutowego. Roczne oprocentowanie kredytów mieszkaniowych w złotych sięgało wówczas od kilkunastu do nawet 20%. Tak znaczący koszt kredytu sprawił, że stał się on niedostępny dla wielu Polaków, którzy chcieli nabyć mieszkanie. Osoby te zaczęły więc szukać wyjścia z tej sytuacji, kierując swoją uwagę w stronę kredytów mieszkaniowych w walutach krajów o niskich stopach procentowych. Warto przypomnieć, że działo się to na tle deklaracji banków, które w większości zdecydowały za zakazem oferowania kredytów walutowych na polskim rynku. W kontekście szalejącego popytu na rynku mieszkań takie produkty bankowe stały się naturalnym wyborem Polaków chcących skorzystać z potencjału rynku nieruchomości. Wybór ten nierzadko następował wraz z bagatelizowaniem ryzyka walutowego, wynikającego z takiego przedsięwzięcia inwestycyjnego. Kredyt we frankach wydawał się rozwiązaniem idealnym. Wskaźnik LIBOR gwarantował zdecydowanie bardziej atrakcyjne warunki, a kurs franka przewidywalnie utrzymywał się w okolicach 3 zł. Niestety bardzo szybko kurs CHF zaczął wyznaczać nowe rekordy.
Konsumenci, pomimo swoich zaniedbań, czują się oszukani, stąd ogromna liczba procesów, mających doprowadzić do unieważnienia lub zmiany warunków zaciągniętego zobowiązania. Sprawy te trwają wiele lat i wyczerpują zazwyczaj cały tok instancyjny, trafiając ostatecznie do Sądu Najwyższego. W sprawie sporu zaistniałego między Raiffeisen Bank a państwem Dziubak, Sąd Okręgowy w Warszawie skierował do TSUE cztery prejudycjalne zapytania, które wyraźnie zmieniły układ sił w tym sporze. Wyrok w sprawie państwa Dziubak (korzystny dla nich) był orzeczeniem, na które czekano z niecierpliwością. Orzeczenie to umożliwiło sądom przede wszystkim orzekanie o abuzywności postanowień zawartych w umowach kredytowych. Następnie podejmowanie decyzji co do konsekwencji takiego stwierdzenia. Sądy mogą unieważnić umowę, jeśli wykreślenie danej klauzuli abuzywnej spowoduje uniemożliwienie dalszego jej obowiązywania.
Po analizie powszechnej argumentacji obydwu stron, pomijając te kwestie, które nie są zasadne i stanowią jedynie bezwartościowe zapychacze dyskusji (klauzula rebus sic stantibus, klauzula nadużycia prawa podmiotowego i inne), jedynie wspomniana już abuzywność postanowień jest jedynym wartościowym z prawnego punktu widzenia argumentem w sporze. Dla usprawnienia obrotu przedsiębiorcy świadczący usługi o charakterze masowym zazwyczaj korzystają z tzw. wzorców umownych (banki bronią się, powołując na uprawnienie do korzystania z wzorów umów wynikające z przepisów prawa bankowego). Jest to bardzo częste zjawisko w bankach, gdzie większość umów stanowi długie i zawiłe konstrukcje prawne. Bezcelowe byłoby zatem kreowanie ich indywidualnie z każdym klientem. Rodzi to jednak nierówność pozycji kontraktowej na linii bank – konsument. Aby postanowienia zawarte w szablonie proponowanym przez bank zostały uznane za skutecznie inkorporowane do umowy właściwej, muszą spełnić kilka wymogów ustawowych (klauzule powinny zostać indywidualnie uzgodnione z konsumentem, a bank i klient powinni przeprowadzić wyrównane negocjacje). Ponadto klauzule we wzorcu nie mogą być uznane za sprzeczne z dobrymi obyczajami, czy naruszające interesy konsumenta. Są to dwie odrębne przesłanki, które muszą być wykazane łącznie, w celu uznania abuzywności postanowienia. Powszechnie uznawane za abuzywne są m. in. klauzule waloryzacyjne, uzależniające wysokość raty kapitałowo-odsetkowej od wartości franka wskazanego na bankowej tabeli kursowej oraz tzw. spreadu walutowego. Zdecydowanie najczęściej wyroki opierają się na tym, że bank jednostronnie ustalał kursy i stosował kurs kupna i sprzedaży. W kwietniu tego roku zapadła uchwała SN w składzie 7 sędziów (oznacza to, że uchwała ma moc zasady prawnej), iż umowa o takich cechach jest nieważna.
Spory sądowe zatem nie dotyczą esencji problemu – wzrostu ceny CHF, który negatywnie wpłynął na frankowiczów. Istotą sporu podejmowaną na salach sądowych jest charakter umowy, który jest analizowany pod kątem wykorzystywania klientów przez banki, które jedynie świadczyły usługę pożądaną kiedyś na rynku, z powodów opisanych wcześniej. Nie zarabiały one w żaden sposób na wzroście kursu CHF, ponieważ z zasady dążyły do zneutralizowania ryzyka zmiany kursu walutowego, stosując odpowiednie do tego narzędzia. Warto też przypomnieć, że przed falą popularności tego typu kredytów, same banki w większości zgadzały się na zakazanie wprowadzenia na rynek takiego typu umowy.
Urząd Komisji Nadzoru Finansowego w swoim stanowisku stwierdził, że to zmiana kursu PLN do CHF oraz masowe przyjmowanie na siebie ryzyka walutowego w horyzoncie kilkudziesięciu lat, a nie dolegliwości wynikające z ewentualnej abuzywności konkretnych postanowień umowy kredytowej stanowią zasadniczą przyczynę podejmowania przez kredytobiorców działań prawnych przeciwko bankom. Wyroki zapadające w sprawach frankowych, mimo uzasadnień prawnych są zatem niejako oderwane od rzeczywistości i stanowią istotne zagrożenie dla sektora bankowego w naszym kraju, stanowiącym w ocenie Komitetu Stabilności Finansowej zagrożenie większe niż pandemia COVID-19. Mimo rekomendacji specjalistów, ciężko obecnie sobie wyobrazić rozwiązanie polubowne, zakładające porozumienie skłóconych stron. Ponadto społeczeństwo polaryzuje się w kwestii omawianych kredytów, przeważnie podnosząc argumenty, które niestety nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Materializuje się pesymistyczna wizja rozwiązania problemu, a potencjalni powodowie korzystają z każdej możliwej okazji aby osiągnąć korzyści na drodze sądowej (wystarczy zwrócić uwagę na sposób w jaki kancelarie prawne docierają do potencjalnych klientów w tym zakresie). Niestety najprawdopodobniej nie odbędzie się to tylko kosztem nieuczciwego i złego do granic przerysowania banku, lecz kosztem przyszłości Polaków, dla których oferta sektora bankowego, już zmniejszona przez panujący od jakiegoś czasu kryzys zostanie jeszcze bardziej ograniczona. Ponadto obciążenie sektora bankowego wpływa na jego wyniki finansowe, które pośrednio i bezpośrednio dotykają rynki finansowe, a więc obecnych i przyszłych inwestorów w Polsce. Aby wyobrazić sobie skalę problemu zwróćmy uwagę na rosnącą liczbę wytoczonych powództw między 2018 a 2021 rokiem (wzrost o ponad 770%). Nie ma nic za darmo, dlaczego więc miałoby być tak w tym przypadku?
Źródło: Opracowanie własne na podstawie danych Ministerstwa Sprawiedliwości