
Od dziesięcioleci Szwajcaria uchodzi za raj dla banków i ludzi, którzy chcą uchronić swoje oszczędności przed różnego rodzaju zagrożeniami politycznymi (np. sankcjami) lub uniknąć płacenia podatków. Podobnym zaufaniem obdarzona jest waluta alpejskiego państwa – frank szwajcarski (CHF). Wydarzeniami, które ostatecznie ugruntowały tę walutę w świadomości inwestorów jako swego rodzaju bezpieczną przystań, były kryzys finansowy z 2008 roku i jego pochodna, czyli kryzys zadłużeniowy w strefie euro. Przepływ kapitału z USA i UE do Szwajcarii spowodował wywindowanie ceny CHF w okolice 99 eurocentów.
W oczach Szwajcarskiego Banku Narodowego (SNB) wzmocnienie kursu franka stało się zagrożeniem dla rozwoju gospodarczego państwa. W odpowiedzi – 8 września 2011 roku – zdecydowano się na powiązanie wartości franka z euro, a docelowy kurs EUR/CHF ustalono na 1,20. Taki stan rzeczy utrzymywano przez prawie 3,5 roku, do 15 stycznia 2015 roku, kiedy to SNB ogłosił odejście od tej polityki.

Jak silna waluta mogła zachwiać gospodarką?
Aby odpowiednio zrozumieć przesłanki decydentów SNB do podjęcia wspomnianych kroków, należy uświadomić sobie, jaki wpływ na gospodarkę kraju ma jego środek płatniczy.
Ważnym elementem decydującym o tempie wzrostu PKB jest handel międzynarodowy. Pomimo tego, że dla zwykłego obywatela silna waluta przekłada się na wiele korzyści (tańsze podróżowanie za granicę, niższe ceny importowanych produktów), to może ona doprowadzić do znacznego osłabienia konkurencyjności krajowych eksporterów. Na przykład, jeżeli polski producent butów sprzedaje swoje produkty na rynku niemieckim, to osłabienie złotówki przełoży się na obniżenie ceny dla klienta zza Odry. Pomimo tego cena w polskiej walucie się nie zmieni, a dzięki zwiększonemu zainteresowaniu (bo przecież Katharina może kupić wymarzone botki taniej i na pewno pochwali się koleżankom swoją zdobyczą) firma z Polski podniesie swoje przychody.
Oczywiście ustalenie sztywnego kursu walutowego musi być skrupulatnie przemyślane. W innym wypadku społeczeństwo może odczuć negatywny wpływ interwencji banku centralnego. Jeżeli wybrany kurs walutowy okaże się zbyt niski, to jakość życia ludności się pogorszy, ponieważ wszystkie importowane produkty zdrożeją. Spowoduje to także pogorszenie relacji z zagranicznymi partnerami handlowymi, którym nie spodoba się uderzenie w sprzedaż ich eksporterów (popyt na ich produkty zmniejszy się z powodu podwyżki cen).
Z drugiej strony może dojść do sytuacji, gdy bank centralny będzie chciał umocnić krajową walutę – i przedobrzy. W takim wypadku skutki będą dokładnie odwrotne. Użytkownicy silnej waluty będą mogli pozwolić sobie na zakup większej ilości importowanych produktów, ponieważ ich cena spadnie. Spowoduje to powstanie deficytu handlowego, a co za tym idzie, spowolnienie rozwoju gospodarczego. To z kolei będzie miało wpływ na nastawienie inwestorów do lokalnej waluty, która zacznie tracić na wartości. W celu utrzymania wysokiego kursu bank centralny będzie musiał rozpocząć wyprzedawanie walut zagranicznych, czego nie będzie mógł robić w nieskończoność, ponieważ wielkość rezerw jest ograniczona. Inną konsekwencją nieprawidłowego prowadzenia polityki pieniężnej, z którą być może przyjdzie zmierzyć się społeczeństwu, jest inflacja napędzana przez dołujący kurs wymiany waluty.
Jak Szwajcaria utrzymywała konkretny kurs?
Banki centralne dysponują szeregiem narzędzi umożliwiających wpływanie na rynek. Wśród nich należy wymienić m.in.: sprzedaż lub zakup zagranicznych papierów wartościowych, manipulacje wysokością stóp procentowych i nabywanie walut zagranicznych. W odpowiedzi na aprecjację franka po wybuchu kryzysu SNB zdecydował się ich użyć, a pierwsze operacje odbyły się już w 2009 roku. Interwencje Szwajcarów osiągały nawet 30 mld franków szwajcarskich miesięcznie, a do czerwca 2010 roku rezerwy walutowe kraju zwiększyły się do 240 mld franków (w porównaniu do 100 mld franków cztery miesiące wcześniej). Warto wspomnieć, że opisywana interwencja swoją wielkością odpowiadała około 1/3 szwajcarskiego PKB w tamtym czasie. Na przełomie lat 2009 – 2010 SNB przestało bronić tzw. „linii w piasku” ustalonej na kursie EUR/CHF 1,50, ponieważ inflacja w Szwajcarii zaczynała rosnąć, co przykuwało dużą uwagę mediów i polityków.
W 2011 roku sytuacja światowej gospodarki coraz bardziej się pogarszała, a amerykański Bank Rezerwy Federalnej ogłosił dalsze luzowanie swojej polityki monetarnej. W odpowiedzi na te wydarzenia SNB ogłosił, że uznaje za odpowiedni kurs pary EUR/CHF na poziomie 1,20 i jest gotowy do „nieograniczonych” zakupów na rynku.
„To był największy ruch na rynku walutowym, jaki kiedykolwiek widziałem. W ciągu 15 minut frank szwajcarski stracił blisko 9%. To nieporównywalne z ruchami obserwowanymi po upadku Lehman Brothers, zamachach w Londynie z 2005 roku i innych ważnych wydarzeniach geopolitycznych w ostatniej dekadzie” – komentował, cytowany przez The Guardian, Jeremy Cook, ówczesny główny ekonomista w World First.
W ten sposób praktycznie zamrożono wartość franka aż do początku 2015 roku. Po porzuceniu interwencji inwestorzy natychmiast rozpoczęli zakupy szwajcarskiej waluty, a cena euro spadła z 1,2 do 0,85 franka. To wydarzenie jest ważne także z polskiej perspektywy. Gwałtowna aprecjacja waluty doprowadziła do olbrzymiej podwyżki kosztów kredytów zaciągniętych we frankach. Według Rzeczpospolitej, do dzisiaj w naszym kraju spłacanych jest 400 tysięcy takich kredytów.
Siła banków centralnych
Przykład Szwajcarskiego Banku Narodowego dobitnie obrazuje, jak mocny wpływ na rynek i naszą codzienną rzeczywistość mogą mieć banki centralne. Pomimo że na świecie do interwencji walutowych dochodzi właściwie cały czas, to historia franka szwajcarskiego jest jedną z najbardziej spektakularnych i zaskakujących dla rynku. Do dzisiaj nie znamy powodów, dla których SNB zdecydował się na porzucenie sztywnego kursu, a ta tajemnica prawdopodobnie jeszcze przez wiele lat pozostanie za zamkniętymi drzwiami gmachu w Bernie.